poniedziałek, 30 czerwca 2008

Za Cukrownią

spacer za Cukrownią.
Na tą lampę planowaliśmy się wdrapać, ale trochę nam nie wyszło. Przyszedł ochroniarz z psem pytając co my i zacz i w ogól. i po imprezie było.
Bardzo popularny motyw ;) Gigantyczne dmuchawce. Ach, jakież to kombinacje nie odchodziły, żeby je jak najładniej uchwycić...
Ha, to płotek od takiego mikroskopijnego zbiornika wody w którym zawsze wieczorami koncertowały żaby. Teraz koncentrują się tu tylko i wyłącznie worki na śmieci.
A to się tak perfidnie przyczepiało do skarpetek i butów i spodni i kuło w nogi i boliło, ale całkiem przyzwoicie prezentowało się na zdjęciach. Bez żadnych modyfikacji.
Halo Moskwa! zupełnie przypadkowo ;)
Kwiatek, ale jeden z takich, których mimo wszystko nie chciałabym otrzymać w prezencie ;}
i makro trochę inne, na próbę :) całkiem całkiem biorąc pod uwagę wiatr i wsio inne.
Ślimak Ślimak pokaż rogi, dam Ci sera na pierogi. Jak byłam młodsza to zastanawiałam się jakie to są te "pie" rogi?... ;}
Jeden z tych big dmuchawców od środka. szalone.
All we are it's dust in the wind...
Zachód słońca. Ten jaśniejszy punkcik to pole bitwy dla większości kolgejtowych uczestników :) No trzeba było jakoś ulokować tego dmuchawca, nie?
This is the end.

Kiedy już wszystkie dmuchawce uległy niekoniecznie autodestrukcji wtedy i my ulotniliśmy się z tegoż uroczego zakątka, gdzie rosną zmutowane chaszcze i dzikie poziomki (swoją droga pyszka ;))
Kolejny plener niestety dopiero w przyszłym roku... chyba że znajdzie się coś w międzyczasie co by było całkiem fajną alternatywą i w ogóle ;)

środa, 21 maja 2008

Stąpamy oboje po niepewnym gruncie...
ale tylko ja z Sylwią topimy się w szlamie.
Wszyscy mają landszaft - mam i ja!
Sylwia mówiła, że tam widziała rybe. Ja nie widziałam, ale wnioskując po wielkości i częstotliwości ów fal dochodzę do wniosku, że w istocie musiało znajdować się tam coś pływającego.
Kolejny landszafcik zamknięty w kłody drzew.
Nie pękaj.
To tylko dno stawu.
Wnętrze jakiejś zapyziałej stodoły.
i zewnętrze tejże samej zapyziałej stodoły.
"Tylko ja i moja przestrzeń..."
Dobra, żeby nie było, że nikt nie wiedział. Tutaj znajduje się siedziba naszego klubu fotograficznego, którego stronę możecie odwiedzić tutaj: http://kolgejt.blogspot.com/ <-póki co robocza nazwa ;>
Spacer po łące pełnej dziwnych żółtych kwiatów i miliona dwustu tysięcy pięciu komarów.
Lubię ten motyw o tej godzinie.
Rose Rider..
Krótka historia małżowa.
część 2.
i 3. ostatnia. (pewnie za mało się przed nim otwarła;)
Viva las Vegas!
Ach, takie miałyśmy skarpetki i nogi po spacerze po niepewnym gruncie. Wpierw utopiłam się ja. Do kolana, później Sylwia, do połowy łydki:>
No i wyszło szydło z worka...
Wielki kombak!

Kurcze, lubię te środowe wypady na miasto z aparatem, kiedy to razem z Sylwią musimy udawać, że znamy jakieś super-ekstra niesamowite miejsce w Zdunach które nadaje się do robienia zdjęć ;) I wtedy idziemy przed siebie i zachwycamy się wszystkim po drodze w nadziei, że coś z tego spodoba się również im:} a jak nas zdenerwują, to idziemy sobie zapalić. Dmuchawce. Albo porobić jakieś krasz-testy na dnie stawu. Bo nigdy nie jest tak, że nie jest.

czwartek, 24 kwietnia 2008

Show time!

Żwirownia w Zdunach

Klimatycznie co najmniej jak na księżycu. Dobrze, że te trawy mają korzenie aż do Chin, bo inaczej mogłoby być krucho.

Run Forrest, Run! czyli krótka historia o pokonywaniu strachu i szukaniu motywów fotograficznych.

Tylko Sylwia z uwagi na gips musiała wybrać trochę normalniejszą drogę ;) że niebo żółte wiem. Przesadziłam trochę z "ocieplaniem" zdjęcia, bo kolor traw tak jakoś bardziej mi leży taki cieplejszy.

Przyczajony.

Prawie jak Drużyna pierścienia ;)

Oto armia zbawienia która wyszła z podziemia...

Nie mogłam się powstrzymać;)




Bloggowanie czas zacząć!

Drodzy Foto-uzależnieni.
Zebraliśmy się tutaj, aby każdy swoim kontem uczcił tą niesamowitą dziedzinę sztuki jaką niewątpliwie jest fotografia. Mamy nadzieję, że na przestrzeni godzin razem spędzonych uda nam się stworzyć coś naprawde godnego uwagi i wartego głośnego okrzyku "Ej, Oni naprawdę wiedzą co to jest dobra fotografia!".

Plany są. Jak z realizacją?
Póki co proszę w komentarzach zgłaszać gotowość do odebrania swojego osobistego konta i niech wam statywy lekkimi będą!

pozdrawiam,
majka.


PS. Bo jak zwykle zapomniałam o najistotniejszych sprawach. Po co ten blog? Po każdym plenerze wybieramy umówmy się od 5-10 najlepszych zdjęć i wrzucamy tutaj ze swoim komentarzem (od autorskim) i grzecznie czekamy na komentarze (konstruktywne) innych uczestników naszej grupy. W razie jakichkolwiek komplikacji, czy problemów z użytkowaniem bloga, proszę o kontakt ;]
Nazwa "kolgejt" jest analogiczna do krotoszyńskiej "blendy". Jest to nazwa moooocno umowna (szczerze mówiąc, wrzucona tylko po to, żeby okienko z nazwą nie było puste;) propozycje albo na żywo, albo także w komentarzach!

  © Blogger templates 'Sunshine' by Ourblogtemplates.com 2008

Back to TOP